Podróż samochodem do Normandii i dalej wzdłuż wybrzeża Atlantyku w czasach galopującej(?) inflacji
Mimo, że podróż zaplanowaliśmy na sierpień, miesiąc w którym zdecydowanie odradza się wyjazdy do Francji, Normandia nas urzekła. O dziwo, mimo szczytu sezonu, nie spotkaliśmy tu dzikich tłumów znanych z Lazurowego Wybrzeża. Szerokie, piękne plaże i nienachalne ślady zmagań wojennych, tworzą niezwykły klimat. Dobre wrażenie popsuła nam nieco słynna góra Mont-Saint-Michel, uznawana za Cud Świata i oczywiście wpisana na listę UNESCO. Tu ilość turystów, dowożona autokarami z ogromnych parkingów, była przerażająca a zwiedzanie niestety istną udręką…. ale nie uprzedzajmy faktów, cytując klasyka – Wołoszańskiego.
Podróż przez Niemcy
W drodze nad atlantyckie wybrzeże pierwszy nocleg wypadł w małej mieścinie Edermünde w Niemczech. Przez Niemcy, jak to przez Niemcy jedzie się autostradą… więc szału nie ma. Kolejnego dnia chcieliśmy dotrzeć do Dunkierki, jednak po drodze zobaczyć coś jeszcze. Dokładnie na trasie, w Belgii znajduje się miasto Genk i ciekawy obiekt poprzemysłowy. Dawna kopalnia węgla przekształcona w centrum kultury C-Mine. Świetne miejsce na przerwę w drodze.
C-Mine w Genk
Zrewitalizowany obiekt po kopalni z 1917r. pełni obecnie funkcję Centrum kultury C-Mine. Na początku lat 2000 podjęto decyzje o przekształceniu terenu w przestrzeń rekreacyjną, miejsce spotkań i organizacji imprez różnej maści. W kompleksie znajduje się również ekspozycja związana z przemysłową przeszłością. Można poczuć się jak górnik oraz wyjść na punkt widokowy na szczycie szybu kopalnianego. Ciekawostkę stanowi stalowy labirynt na dziedzińcu autorstwa pracowni Gijs Van Vaerenbergh.
Waterloo – pole jednej największych bitew Napoleona
Przejeżdżając obok, nie mogliśmy nie wpaść i nie zobaczyć miejsca gdzie w 1815 r. wojska Napoleona Bonaparte starły się w ostatniej bitwie z armia angielską i pruską. Pole bitwy znajduje się w odległości 5 km na południe od centrum Waterloo. Z daleka widoczny jest górujący nad nim 40 metrowy kopiec zwieńczony pomnikiem lwa. Obok znajduje się Budynek z Panoramą bitwy, Muzeum Wellingtona, Muzeum figur woskowych (i wojskowych), informacja turystyczna i Kościół św. Józefa z Kaplicą Królewską.
Dunkierka
W środku sierpnia miasto przywitało nas zupełnie niewakacyjną temperaturą. Klimat oceaniczny jakby nie patrzeć robi swoje. Mimo niesprzyjających okoliczności przyrody, tutejsza plaża i ciągnące się wzdłuż niej bulwary to dobre miejsce na popołudniowy spacer. Dunkierka to oczywiście miejsce z bardzo ciekawą, acz tragiczną historią sięgającą początku II Wojny. Z tej plaży w 1940 roku na przełomie maja i czerwca przeprowadzono ewakuację wojsk sojuszniczych Anglii i Francji – akcja Dynamo. W ciągu kilku dni przy intensywnym ostrzale Niemców, za pomocą kilku ocalałych okrętów oraz licznych prywatnych łodzi udało się przetransportować do Dover ponad 300 000 żołnierzy. Wydarzenia te pokazuje film „Dunkierka” z 2017r.
Deauville – miasto Coco Chanel
Małe, turystyczne miasteczko z ekskluzywnymi butikami i modną plażą. Rozgłos miasteczku przyniosła Coco Chanelle, która otworzyła w 1913 r. salon modniarsko–krawiecki. Pomysł spodobał się kobietom mieszkającym w kurorcie a projektantka zyskiwała sławę. Obecnie Deauville stało się modnym kurortem a wielu celebrytów posiada tu swoje letnie rezydencje. Posługując się słynnym cytatem „chamstwo się tu zjeżdża z całego świata” można oddać charakter miejsca. Duży tłok i ścisk w sezonie skutecznie zniechęcił nas do dłuższego pobytu, wiec po kąpieli w kanale La Manche ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu śladów historii najnowszej.
W poszukiwaniu śladów D-Day
Piękne, szerokie plaże Normandii, rozsławione przez film Szeregowiec Ryan to miejsca do których ciągną miłośnicy historii II Wojny Światowej. Omaha Beach to chyba najbardziej znana z nich. To tu lądowali amerykańscy Rengersi podczas D-Day 6 czerwca 1944r. Kilkaset metrów plaży do przebiegnięcia, które musieli pokonać Amerykanie, dawały Niemcom szerokie pole rażenia z bunkrów znajdujących się na klifie. Dopiero będąc na plaży można zrozumieć skalę wyczynu jakiego dokonali żołnierze.
Jadąc dalej wzdłuż wybrzeża na zachód zobaczyliśmy też plażę Utah z pozostałością po niemieckich umocnieniach oraz słynną wieżę w Sainte-Mère-Église. Tu podczas zrzutu 5 w 1944 r. legendarnej 101 Dywizji Spadochronowej, jeden z żołnierzy zaczepił spadochronem o wieżę kościoła.
Cherbourg-en-Cotentin
Nocleg zarezerwowaliśmy w Cherbourg, dlatego z Saint-Mere-Eglise odbiliśmy nieco na północ. Jest to niewielkie miasto na czubku półwyspu Cotentin nad Kanałem La Manche. Można stąd przepromowac się przez Kanał La Manche do UK. Największą trakcję stanowi Cité de la Mer, muzeum morskie. Zlokalizowano je w terminalu statków wycieczkowych we budynku z 1933 roku w stylu art déco. Przy nabrzeżu w oczy rzuca się pomnik Napoleona na koniu, co nie powinno dziwić bo przecież jesteśmy we Francji. Cherbourg z Napoleonem związany jest jednak szczególnie. Na nabrzeżu stoi jego pomnik na pamiątkę wyprawy oraz podboju Egiptu.
Mont Saint-Michel
Monte Saint-Michel to obiekt pożądania podróżników wszelkiej maści więc i my skuszeni wspaniałymi zdjęciami, wrzuciliśmy te atrakcję na naszą mapę podróży. Majacząca już z oddali sylweta wyspy z charakterystyczna wieżą robi niezwykłe wrażenie. Czerwona lampka ostrzegawcza powinna się zapalić z racji środka sezonu i figurowania tejże budowli na liście UNESCO. Skuszeni jednak tym widokiem postanowiliśmy zobaczyć to cudo na własne oczy. Problemy zaczęły się już przy parkowaniu. Obecnie ogromne parkingi zorganizowano ok 3,5 km od samego Opactwa a dojście zajmuje ok 45 min szybkiego spaceru. Biorąc pod uwagę rzekę dzikich tłumów płynącą w 35 stopniowym upale w stronę wyspy można śmiało postawić tezę, że warto tu przyjechać jednak nie w sierpniu! Można teoretycznie skorzystać z darmowych busów jeżdżących pomiędzy parkingiem a wyspą. Kolejka chętnych była jednak taka, że gdy wracaliśmy po kilku godzinach, ci sami ludzie jeszcze czekali.
Samo opactwo Monte Saint-Michel to unikat w skali świata, nie bez powodu wpisany na listę dziedzictwa. Niezwykła budowla a właściwie miasteczko, obrastające szczelnie małą wysepkę, która ze względu na największe w Europie pływy, wyspą jest tylko od czasu do czasu.
Woda podczas odpływy opada tu o ponad 15 m!
Gdy przedrzemy się przez tłum na wąskich uliczkach na szczycie czeka kolejka chętnych by zwiedzić opactwo. Jak to bywa ze średniowiecznymi budowlami, ciekawiej wyglądają z zewnątrz a najlepiej z pewnej odległości. Tak czy inaczej będąc na miejscu zdecydowaliśmy się zwiedzić całe założenie. Teraz czekał nas 45 minutowy powrót do samochodu w upale i kurzu co nie było optymistyczną perspektywą. Po dotarciu na parking, ruszyliśmy dalej na południe.
Straciliśmy tu niestety sporo czasu, więc żeby nie przesadzać z odległościami i nie jechać autostradą, postanowiliśmy na nocleg zatrzymać się w okolicy Bordeaux. Po drodze jednak w Nantes zjechaliśmy na chwilę by zobaczyć ciekawy park zrealizowany w XIX wiecznej odlewni żeliwa, gdzie produkowano śruby okrętowe. Jardin des fonderies, nietypowy ogród miejski zaprojektowano w starej hali fabrycznej. Posadzono tu bananowce, bambusy i inne egzotyczne rośliny.
Bordeaux
Miasto znane jest nie tylko ze znakomitych win, lecz również z licznych zabytków i starówki wpisanej na Listę UNESCO. Byliśmy przejazdem więc z tej przebogatej oferty musieliśmy wybrać jedynie mały kawałek. Poszukiwanie miejsca do zaparkowania na starówce zajęło trochę, jednak system podziemnego parkowania jest to naprawdę świetnie zorganizowany Na zwiedzanie przeznaczyliśmy niezbyt dużo czasu, dlatego wybraliśmy jedno z ciekawszych naszym zdaniem miejsc, by chwilkę odsapnąć w podróży – Place de la Bourse z niezwykłym „wodnym lustrem”.
Miroir d’eau to miejsce gdzie można nieco schłodzić się w upalny dzień a zarazem zrobić efektowne zdjęcia.
Po krótkiej wizycie w mieście ruszyliśmy dalej na południe w stronę rajskiej, jednej z najdłuższych (jak nie najdłuższej) plaż w Europie. Nad Zatoką Biskajską zatrzymaliśmy się na kilka dni na wypasionym lecz nie uciążliwym, Camping Les Oyats. Ogromna powierzchnia dawała szansę na całkiem kameralny pobyt a bliskość szerokiej, piaszczystej plaży, przesądził, że zostaliśmy dłużej.
Plaże zatoki Biskajskiej
Kierując się w stronę Polski odbiliśmy jeszcze nieco na południe, odwiedzaliśmy przez Lourdes. Byliśmy tu kilkakrotnie podczas naszych wypraw do Madrytu oraz do Tuluzy oraz do Barcelony i na Gibraltar. Za każdym razem, niezależnie czy była to wiosna, jesień czy środek lata, pogoda trafiała się nam iście angielska. No ale jakby nie patrzeć to przecież góry. W Lourdes jak zwykle tłumy pielgrzymów zmierzających do Groty Massabielle, w gdzie w 1858 roku Matka Boska objawiła się młodej, wiejskiej dziewczynce – Bernadecie Soubirous. Obok bije źródło z wodą, której właściwości uzdrawiające uznał Kościół Katolicki.
Następnie pokonując Pireneje, od strony hiszpańskiej wjechaliśmy do Andory. Górska, kręta droga, prowadząca do tego państewka, dostarcza dużo pięknych wrażeń widokowych. Sama Andora znana jest z bardzo niskich podatków podobnie jak Luksemburg czy Gibraltar. Państwo Andora składa się z głównej drogi biegnącej doliną, licznych stacji benzynowych i supermarketów. Paliwo można kupić tu kilkadziesiąt centów taniej niż w sąsiedniej Hiszpanii nie mówiąc już o Francji. W sierpniu 2022 płaciliśmy 1,4 euro za litr Diesla. Głód podczas wieczornego spaceru po Andorze, stolicy Andory, zaprowadził nas do sympatycznej knajpy. Zdziwieniem było, że obsługa posługiwała się jedynie hiszpańskim! W ogóle ciężko jest porozumieć się tu w innym języku może poza katalońskim.
Po noclegu w Andorze, zatankowaniu pod korek i zakupie odpowiedniej ilości wybornej hiszpańskiej Riojy, ruszyliśmy przez Pireneje w kierunku Lazurowego wybrzeża i Avignonu, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Po wspaniałych, pustych plażach Atlantyku, dzikie tłumy i niezbyt lazurowa woda wybrzeża Morza Śródziemnego zniechęciła nas do dłuższej pauzy w podróży. Można odnieść wrażenie, że cała Francja spędza tu wakacje.
Avignon
Do Avignonu przyciągnęła nas chęć zobaczenia średniowiecznego Pałacu Papieski oraz oczywiście tajemniczy most, a właściwie jego połówka, o którym śpiewała Ewa Demarczyk. Pokręciliśmy się do południa po mieście, wypiliśmy kawę i ruszyliśmy na północ w kierunku Lyonu. Zaopatrzywszy się w rozmaite pyszności lokalne w Le Clercu postanowiliśmy chwilę odetchnąć. Miejsce samo się napatoczyło. Kilkanaście km od Avignonu, gdy przejeżdżaliśmy mostem nad Rodanem, zachwyciła nas niezwykła panorama małego miasteczka Pont-Saint-Esprit i kawałek dzikiej plaży. Po chwili kombinowania udało się zjechać z trasy pod sam brzeg. Zaplanowany mieliśmy nocleg w Lyonie więc czas nie gonił nas zbytnio a spontaniczny piknik z kąpielą w czystej wodzie Rodanu i przekąszaniem wspomnianymi smakołykami do dzisiaj został w naszej pamięci.
Le Corbusier i niezwykłe ślady modernizmu
Z Lyonu wyjechaliśmy wczesnym przedpołudniem a w planach mieliśmy kilka niezwykle ciekawych atrakcji. Pierwsza, położona kilkanaście km na pn/wsch od Lyonu to perełka architektury modernistycznej autorstwa samego Le Corbusiera. Couvent de La Tourette, klasztor dominikanów zaprojektowany w 1959 roku obecnie pełni funkcję ośrodka kultury z pokojami hotelowymi do wynajęcia. Miejsce o niesamowitym klimacie kontemplacji potęgowanym przez surową, brutalistyczną, betonową formę architektoniczną. Autor zaprojektował tu sto cel dla mnichów, wspólną bibliotekę, refektarz, kościół oraz sale wykładowe.
Ze względu na upływający czas, a byliśmy już w podróży ponad 3 tygodnie, ruszyliśmy na północ. i jako ostatni ważniejszy punkt programu zahaczyliśmy o Verdun. Miejsce gdzie podczas I Wojny światowej toczyła się straszliwa wojna pozycyjna. Obecnie teren porośnięty jest lasem jednak wśród drzew łatwo odnaleźć można bunkry oraz pozostałości po linii okopów i lejów po bombach. Głównym punktem jest Memorial Du Verdun, nowoczesne, multimedialne muzeum upamiętniające czasy I Wojny. Ze względu na imponującą ekspozycję podaną w niecodzienny sposób, miejsce to może zainteresować nie tylko pasjonatów pól bitewnych i historii.
Posileni sporą dawką wrażeń historycznych ruszyliśmy w dalszą, powrotną już drogę. Trasa przez Luxemburg, gdzie zatankowaliśmy tanie (jak na obecne czasy 1,5 euro /l ON), Niemcy w stronę Warszawy.